krajowe,  Spotkania

Walentynkowe spotkanie Gołąbków w Poznaniu

Ależ długo czekaliśmy na nasze Gołąbkowe spotkanie!!! W Toruniu byliśmy pod koniec sierpnia ubiegłego roku, a tu prawie połowa lutego i dopiero ruszamy na Poznań. Był plan na Gołąbkowe zagraniczne wakacje, ale niestety nie udało się nam zsynchronizować wspólnie terminu urlopu. Tak więc prawie pół roku minęło zanim nadszedł ten super czas wyjazdu. Tym razem miejsce spotkania to mój pomysł, gdyż bardzo chciałam poznać Poznań 😁😁😁.

Oczywiście my jako pierwsi rozpoczynamy podróż (tradycyjnie) do Rybnika, by stamtąd już razem z Anetką i Markiem ruszyć na Poznań. Po drodze zatrzymaliśmy się w Rogalinie, gdzie obok Pałacu jest ciekawy Park a w nim słynne Dęby Rogalińskie: Lech, Czech i Rus. Są bardzo stare, ogromne i niestety już zniszczone, ale ciągle majestatycznie wyglądające. Nie udało nam się zwiedzić Pałacu, gdyż już był zamknięty, a szkoda bo z zewnątrz wygląda bardzo ciekawie.

Na jedzonko wybraliśmy klimatyczne bistro Gastro Bar & Wine Fircyk w Mosinie, gdzie zjedliśmy pyszne hamburgery i wypiliśmy ekstra herbatki smakowe. Lokal troszkę ukryty, warto jednak go poszukać i skosztować tych pysznych herbatek czy hamburgerów. Zgodnie z nazwą lokalu można tam napić się też wina, jednak my będąc w drodze nie skorzystaliśmy, to i polecić nie możemy. Ale jak widać na zdjęciu wybór był ogromny 😜😜😜

Nocleg zarezerwowaliśmy w trzygwiazdkowym Hotelu Topaz, w samym centrum Poznania, który co bardzo ważne, dysponował parkingiem dla gości, bo w centrum miasta jest to wielką zaletą. Dostaliśmy bardzo przyjemne pokoje, usytuowane w odrębnym budynku, dzięki czemu mieliśmy swobodę imprezowania i głośnego trenowania zmarszczek śmiechowych.

Ponieważ jest to prawie Walentynkowy weekend, wymyśliliśmy z Pleśniarami zakup nowych koszulek w kolorze czerwonym z wyszytymi serduszkami i naszymi inicjałami oraz … (kto sprytny wyczyta co jeszcze jest na koszulkach?). No i …. zamówienie było OK, ale wykonawca pomylił kolory i wyszło tak:

Anetka przygotowała jeszcze pyszną niespodziankę na nasz pierwszy wieczór walentynkowy – dlaczego pierwszy ktoś by zapytał? ano dlatego, że na drugi wieczór już pierniczków brakło 😂😂😂😂😂

W tak fantastycznych koszulkach i z pysznymi pierniczkami wieczór upłynął nam bardzo wesoło i niestety bardzo szybko. Sobotni poranek nie przywitał nas słoneczkiem, wręcz było bardzo zimno i troszkę deszczowo, ale nam Gołąbkom i taka pogoda nie straszna… Wybraliśmy się na zwiedzanie, które od Palmiarni rozpoczęliśmy. Nie przewidzieliśmy jednak tego, że w Wielkopolsce był to ostatni weekend ferii zimowych i musieliśmy stać w ogromnej kolejce do wejścia do samego budynku, do kasy i do szatni nawet. Sama Palmiarnia jest chyba jedną z najstarszych w Polsce (powstała w 1911 roku) i czasy świetności ma już za sobą, ale warto ją zobaczyć będąc w Poznaniu. Oprócz wielu ciekawych roślin są tam papugi i ryby, a także stworzenie wężoszyjne MATA MATA (niestety bardzo brzydkie…), którego nigdzie do tej pory nie miałam okazji zobaczyć.

W Palmiarni jest mała kawiarenka, niestety ludzi było tak dużo, że o wolne miejsca właściwie trzeba było walczyć 😁, a że my jesteśmy bardzo sprytni to zorganizowaliśmy sobie stoliczek… dziękujemy w tym miejscu miłym starszym Paniom, które nam pozwoliły się dosiąść. No i czekaliśmy na obsługę i czekaliśmy i czekaliśmy… i się nie doczekaliśmy, ale za to chłopcy mieli fajną zabawę 😁😁😁

A skoro kawy nie wypiliśmy to poszukaliśmy sobie restauracji na obiad, a jak wiadomo będąc w Poznaniu trzeba spróbować tradycyjnej poznańskiej potrawy o nazwie “pyry z gzikiem”, którą zaserwowała nam Restauracja “UŁAN BROWAR”. Bardzo bardzo godna polecenia!!! Wspaniałe jedzenie i pyszne piwka Ułana, w tym wyjątkowo warzone na Walentynki 😍❤️

A na deser mamy cudowne zdjęcia walentynkowe z tej właśnie Restauracji:

Po tak wspaniałym obiedzie poszliśmy spacerem do Galerii STARY BROWAR, która zachwyca architekturą. Sam budynek galerii został zaprojektowany na bazie poprzemysłowego zabytku – dawnego Browaru Huggerów. Wnętrze budynku jest bardzo piękne z wysokim sklepieniem, a z zewnątrz oszklony z dodatkiem czerwonej cegły – na mnie zrobił duże wrażenie.

Niedziela miała być przeznaczona na Termy Maltańskie, no więc pojechaliśmy tam miejską komunikacją i nieźle się zdziwiliśmy… już parking, który jest ogromny, był pełniuteńki, a jak doszliśmy do budynku to się okazało, że w kolejce do wejścia to musielibyśmy stać chyba z dwie godziny, nie mówiąc już o tym ile ludzi musiało być w środku… Tak więc jedyne co mogliśmy zrobić to wrócić do centrum miasta.

Został nam jeszcze jeden punkt w naszym programie zwiedzania Poznania, Rynek ze słynnymi koziołkami poznańskimi , chyba najbardziej znanego symbolu tego miasta i tam się udaliśmy. Niestety spacer po całkowicie rozkopanym Rynku nie był zbyt przyjemny, ale wiadomo, że jak jest remont to utrudnienia muszą być. Szkoda, że tak trafiliśmy, bo pewnie szybko do Poznania nie wrócimy, a Rynek po przebudowie pewnie będzie zachwycający.

Tak się złożyło, że naprzeciwko wieży ratuszowej z koziołkami jest Restauracja VIS A VIS, która serwuje między innymi pyszny żurek i tam też poczekaliśmy na tzw. trykanie się koziołków, które specjalnego wrażenia na nas nie zrobiły, ale filmik jest nagrany.

Na pytanie co symbolizują koziołki poznańskie? – w internecie znalazłam taki opis: – Według legendy, koziołki uciekły na wieżę ratusza, bo miały stanowić główne danie na uczcie. Prawdą jest, że koziołki, to tzw. „błazeńskie urządzenie”, mające być dodatkiem i ozdobą zegara z ratuszowej wieży. Zegar i koziołki zostały wykonane przez mistrza Bartłomieja Wolffa.

Idąc przez rozkopany Rynek doszliśmy jeszcze na Wzgórze Zamku Królewskiego, który był odtworzony w latach 2002-2014, czyli całkiem niedawno. Do środka nie zdążyliśmy wejść, było już zbyt późno. Ale na kawę czas jest zawsze odpowiedni…

Nie wiem kto z nas znalazł informację o ciekawej kawiarence o bardzo przyjemnej nazwie Kawiarnia U Przyjaciół – i choć do niej trafiliśmy, a nie było to łatwe, nie udało nam się tam kawy napić, gdyż bez wcześniejszej rezerwacji nie ma szansy na wolny stolik.

Skoro znowu nie udało nam się z kawą w takiej kafejce, Mareczek znalazł i zaprowadził nas do innej równie ciekawej i godnej polecenia. Oto ona Amazonia 👌👍

A w środku wystrój bardzo egzotyczny, połączony z bardzo dużą ilością roślin. Serwowane tam kawy i herbaty były równie zaskakujące jak samo miejsce. Aż chce się tam dłużej pobyć i pożartować, co widać na zdjęciu w wykonaniu Anetki.

Po takiej dawce endorfin spacerem wróciliśmy do hotelu. Zwyczajowo niedzielny wieczór to czas na planowanie kolejnego terminu spotkania, a także na ostatnie już podczas tego wyjazdu trenowanie zmarszczek śmiechowych. Nieuchronnie nadciąga poniedziałek, a to oznacza, że rozpoczyna się czas oczekiwania na kolejny Gołąbkowy Weekend i na kolejny artykuł po spotkaniu, a gdzie i kiedy to będzie dowiecie się wkrótce!!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *